"Brzydkie słowa" i małe dzieci

Dziś rano idąc do pracy przechodziłam obok osiedlowego przedszkola. Nagle usłyszałam głośną rozmowę. A w zasadzie nie rozmowę tylko prawie niczym nie przerywany monolog.
Jakaś ogromna, młoda kobieta (tak z XXXL) wydzierała się na idących za nią dwóch chłopców, 3 i 4 lat z wyglądu.
- Ta stara k......
Usłyszałam.
- Kto mamo? - zapytał starszy chłopczyk.
- Ta stara k..., Wasza babcia!

Nie, Pani była całkiem trzeźwa. Prowadziła swoje dzieci do przedszkola, bo jak za chwilę usłyszałam, spieszy się do pracy.
- Krzysiu, ch... jeden, pospiesz się k.... bo nie zdążę. 
- No szybciej, bo powiem ojcu. Niech k... wstaje o piątej i Was prowadza, bo ja nie mam k... czasu.
- Idziesz czy nie idziesz?

I już na schodach prowadzących do wejścia głównego do przedszkola:
- Jak wp.... jednemu i drugiemu to będziecie chodzić jak w zegarku. Co k.... myślicie, że będę na Was czekać?

Straszna scena. 
I to nie dlatego że Pani klęła na potęgę, ale bardziej dlatego że nic a nic się nie krępowała.
Przechodnie, inni rodzice prowadzące dzieci, pracownicy przedszkola. Dla niej ten język jest normalny!



Sięgnęłam pamięcią, kiedy moja czterolatka wróciła któregoś dnia z przedszkola i z niewinną minką zapytała: 
- Mamo, co znaczy słowo d..a? To bardzo brzydko prawda?
Michaś (Piotruś, Franuś itd.) tak mówił w przedszkolu.

I tu wtręt dla różnej maści informatorów (tak dziś nazywa się tych, których kiedyś nazywano donosicielami) - nie chodziło absolutnie o obecnego prezydenta którego nazwisko tak samo się zaczyna i kończy :)

Zanim zaczęłam tłumaczyć dziecku o co chodzi z tą d... muszę powiedzieć, że u nas w domu brzydkich słów się nie używa.
Mąż nie przeklina wcale, nawet jak opowiada pikantny dowcip to potrafi umiejętnie wypipać słowa na k.

Ważne, żeby nie nadawać nadmiernej wagi przekleństwu, w ustach dziecka. 
Kiedy dziecko uzmysłowi sobie, że "brzydki wyraz" powoduje, że jego ojciec i matka, dotąd zajęci swoimi sprawami kierują na niego całą swoją uwagę - będzie go powtarzać wielokrotnie zadowolone z efektu.
Odwrotnie też jest źle. Nie wolno bagatelizować i nie zauważać fascynacji dziecka nowo poznanym, soczystym słowem. Wiadomo wszak, że zakazany owoc smakuje najbardziej!
Warto wtedy wyjaśnić maluchowi, że takie zachowanie sprawia przykrość mamie i tacie. Że w waszej rodzinie tak się nie mówi, mimo, że inni ludzi używają brzydkich słów, my tego nie robimy.
Powtarzaj to za każdym razem, gdy dziecko przeklnie.



Komentarze

  1. Jak to pięknie brzmi uczyć dziecko łaciny… Świat schodzi na psy…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, najbardziej mnie zdumiało, że matka nic sobie nie robiła z obecności innych ludzi. Tak bez wstydu. A ponadto jestem pewna, że panie z przedszkola na pewno słyszały te przekleństwa. I nic...

      Usuń

Prześlij komentarz