Dziś rano idąc do pracy przechodziłam obok osiedlowego przedszkola. Nagle usłyszałam głośną rozmowę. A w zasadzie nie rozmowę tylko prawie niczym nie przerywany monolog. Jakaś ogromna, młoda kobieta (tak z XXXL) wydzierała się na idących za nią dwóch chłopców, 3 i 4 lat z wyglądu. - Ta stara k...... Usłyszałam. - Kto mamo? - zapytał starszy chłopczyk. - Ta stara k..., Wasza babcia! Nie, Pani była całkiem trzeźwa. Prowadziła swoje dzieci do przedszkola, bo jak za chwilę usłyszałam, spieszy się do pracy. - Krzysiu, ch... jeden, pospiesz się k.... bo nie zdążę. - No szybciej, bo powiem ojcu. Niech k... wstaje o piątej i Was prowadza, bo ja nie mam k... czasu. - Idziesz czy nie idziesz? I już na schodach prowadzących do wejścia głównego do przedszkola: - Jak wp.... jednemu i drugiemu to będziecie chodzić jak w zegarku. Co k.... myślicie, że będę na Was czekać? Straszna scena. I to nie dlatego że Pani klęła na potęgę, ale bardziej dlatego że nic a nic się ni...