Dziś miałam ciekawą przygodę. Wracaliśmy wraz z koleżanką z zakupów i czekaliśmy na podmiejski pociąg. Na peronie ze dwadzieścia, może trzydzieści osób. Koleżanka trzyma za rękę 6 letnią córkę, ja stoję obok. Podjeżdża nowoczesny skład, taki z klimatyzacją i bez przedziałów. Tak się składa, że drzwi pociągu otworzyły się dokładnie naprzeciwko mojej koleżanki i jej córki. Nagle, jak na filmie Benny Hilla, który nieraz specjalnie przyspieszał taśmę, zza ich pleców wyskoczyła babcia. Taka typowa, na oko 75 latek. Ruszyła sprintem, tak szybko i energicznie jakby była nastolatką. Córka koleżanki, która miała już nóżkę na stopniu wagonu, została przez nią zepchnięta, a rozpędzona babcia dopadła wolnego miejsca w wagonie i tu już z trudem :) usiadła. Dodam, że pociąg był prawie pusty i dla wszystkich starczyło miejsca! Nie chcąc wybuchnąć śmiechem zacisnęłam usta, ale koleżankę tak zawsze elokwentną aż zatkało. Co prawda, córce nic się nie stało, ale...